Gdyby hitler wygrał wojnę - M.Podkowiński • Książka ☝ Darmowa dostawa z Allegro Smart! • Najwięcej ofert w jednym miejscu • Radość zakupów ⭐ 100% bezpieczeństwa dla każdej transakcji • Kup Teraz!
Najlepsza odpowiedź CDL odpowiedział(a) o 20:44: Pewnie w większej części Europy zapanowałaby ideologia nazistowska a Adolf Hitler ogłosiłby się królem Europy a może i świata. Za każde nieposłuszeństwo wobec władzy zapewne ludzie trafialiby do obozów koncentracyjnych rozsianych po całym świecie. Wątpię jednak by przetrwała ona długo, zapewne po kilku latach utworzyłby się skuteczny front antynazistowski (może gdzieś na okupowanych terenach), który zaowocowałby kolejna wojna światową (lata '50 XX wieku ?). Tą zapewne III Rzesza by już przegrała a Hitler zginąłby. Tak samo skończyłyby pewnie Japonia i Włochy czyli reszta Osi. Po takiej wojnie rozpocząłby się żmudny proces odbudowywania świata po nazistowskiej dyktaturze, który trwałby po dziś dzień. Kto wie jednak czy może dzięki takiemu obrotowi sytuacji Polska uniknęłaby sowieckiego nieoficjalnego zaboru i od razu po wojnie byłaby wolnym, niezależnym państwem. Niestety to nie jedyny scenariusz, możliwe też, że zostałaby rozgrabiona w IV zaborze, z tym, że już oficjalnym i znów musiałaby czekać długie, długie lata na szanse niepodległościową. No a my (oczywiście zakładając, że wynaleziono by Internet i komputery w dzisiejszej formie) pisalibyśmy przykładowo na stronie ;) Odpowiedzi pisałbyś teraz po niemiecku ;/nie chcę sobie tego wyobrażać pewnie oprócz żydów wymiordowałby inne religie i narodowości. Jejciuu! ;( To było by okropne dziś umierałabym w kolejnym wybudowanym obozie zagłady ;/Pewnie my wszyscy umarlibyśmy bo on nie miał nic w muzgu tylko śmierć ;( ŻaLL ^^ blocked odpowiedział(a) o 11:18 Popieram Dulce by było... Świat byłby lepszy blocked odpowiedział(a) o 20:24 Rzesza Wielkoniemiecka panowałaby nad Europą. A dzisiaj pewnie zostałaby po niej tylko jakaś Wspólnota Niepodległych Państw Ciri. odpowiedział(a) o 20:39 Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
Ponoć niedwuznacznie miał proponować udział w eskapadzie także Ewie, na której odejście Hitler wyraziłby zgodę. Wkrótce został odnaleziony w swoim mieszkaniu w stanie mocno wskazującym, w cywilnym odzieniu, a raczej bez, w niedwuznacznej sytuacji z pięknością, która ulotniła się tak eterycznie, że do dziś nie wiadomo kim była.
W tym roku mija właśnie 85 lat od jednego z najtragiczniejszych wydarzeń w historii ludzkości: w Niemczech doszedł do władzy niejaki Adolf Hitler. Wydaje się niepojęte, w jaki sposób u steru nawy państwowej dużego europejskiego państwa, znalazły się siły jawnie nawołujące do fizycznej rozprawy z przeciwnikami politycznymi, podnoszące przemoc i mord do rangi sankcjonowanego przez prawo ( ! ) elementu prowadzenia dysputy publicznej, dodajmy przy braku reakcji – jeżeli nie milczącej akceptacji – takiego stanu rzeczy przez resztę tzw. ”cywilizowanego świata”. Jak zatem do tego doszło? Himmler (w środku) i Hitler (odwrócony) ze zdobytym płomieniem trąbki sygnałowej polskiego pułku strzelców konnych, wrzesień 1939. (Fot. Wikipedia) By zrozumieć ówczesne wydarzenia wypadnie nam się cofnąć w czasie do 1918 roku. W Europie szalała wojna – nazwana przez potomnych – Wielką Wojną. Niemieckie armie nadal stały głęboko na terytorium przeciwnika a początek roku przyniósł bodajże najbardziej efektowne sukcesy Państw Centralnych, w toczących się od czterech lat zmaganiach. Po klęsce Rumunii i wypadnięciu z wojny Rosji, podpisano traktaty pokojowe w Brześciu Litewskim i Bukareszcie gruntujące wpływy Niemiec w Europie Wschodniej. Zakończenie wojny na dwa fronty, zaowocowało rozpoczętą 21 marca 1918 roku, największą w tej wojnie niemiecką ofensywą. Generał Ludendorff, serią uderzeń odepchnął wojska Ententy i od Paryża dzieliło go tylko nieco ponad 70 kilometrów. Wydawać by się mogło, że Niemcy mają zwycięstwo w ręku i takimi informacjami karmiono tam społeczeństwo. Faktyczny stan rzeczy, jakim było wyczerpanie możliwości dalszego prowadzenia działań wojennych, skrzętnie ukrywano przed opinią publiczną, toteż informacja, że rząd poprosił o podanie mu przez aliantów warunków zawieszenia broni była dla Niemców szokiem! W Berlinie wybuchła rewolucja, Kaiser abdykował, a na czele nowego rządu stanęły demokratyczne partie Reichstagu pod kierownictwem socjaldemokratów. 9 listopada z balkonu Reichstagu proklamowano Republikę, czym udało się nieco uspokoić nastroje tłumów. Naczelne Dowództwo z Ludendorffem na czele, które wymusiło na rządzie decyzję o kapitulacji, nie tylko post factum zrzuciło nań za to całą odpowiedzialność, ale i odcięło się od wynikających z tego konsekwencji. Tak oto wyhodowano mit o niezwyciężonej armii, której to zdradziecki rząd „wbił nóż w plecy” i – jak pokazał dalszy bieg wydarzeń – „ciemny lud to kupił”! Prawica ukuła slogan mówiący, że lojalność wobec Ojczyzny wymaga nielojalności wobec Republiki. Taka propaganda trafiała w nastroje znacznej części Niemców tym bardziej, że rzeczywistość rysowała się w czarnych barwach. Próbowano obalić Republikę w drodze zamachu, do którego doszło 13 marca 1920 roku z użyciem wojsk garnizonu berlińskiego – co ciekawe armia odmówiła wystąpienia po stronie prawowitego rządu przeciw zamachowcom! Ostatecznie ponieśli oni klęskę, tylko dzięki proklamowanemu przez SPD i związki zawodowe strajkowi generalnemu. Część I Czarne chmury Narastające lawinowo kłopoty gospodarcze skłoniły rząd niemiecki do zwrócenia się do aliantów o moratorium w spłacie odszkodowań, a po fiasku rokowań, do zaprzestania płatności kolejnych rat. Reakcja zwycięzców była bardzo zdecydowana. Wojska francuskie zajęły – będące sercem niemieckiej gospodarki – Zagłębie Ruhry. Zadało to śmiertelny cios niemieckiej marce. Najlepiej ilustrować to spadkiem jej wartości: w 1918 roku 1 $ = 4 RM, latem 1921 roku stosunek ów wynosił 1 : 75, rok później 1: 400, początek roku 1923 było to już 1: 7000, a po zajęciu Zagłębia Ruhry zaczęła się prawdziwa „jazda bez trzymanki”, 1:160000, było jeden do miliona by 1 listopada osiągnąć jeden do… 130 miliardów!! Gospodarczemu tornado towarzyszyła dekompozycja sceny politycznej. Codziennością stały się morderstwa polityczne: 26 sierpnia 1921 roku zamordowano Matthiasa Erzbergera, który kierował delegacją niemiecką w czasie rozmów pokojowych z Ententą, 24 czerwca 1922 roku zastrzelono na ulicy ministra spraw zagranicznych Walthera Rathenau’a … Jak obliczono, prawicowa ekstrema ponosi odpowiedzialność za 354 zamachy polityczne dokonane w latach 1918 – 1922. W takiej atmosferze łatwo podgrzewać nastroje tłumów. Jednym z owych zbawców ojczyzny mienił się być niejaki Adolf Hitler. Kim był ów agitator z monachijskich piwiarni? Najkrócej rzecz ujmując jego dotychczasowe życie trudno byłoby określić jako nieustające pasmo sukcesów. Nasz bohater przyszedł na świat 20 kwietnia 1889 roku w maleńkiej miejscowości Braunau nad rzeką Inn, leżącej na granicy Austrii i Bawarii, w rodzinie urzędnika. Po pięcioletniej nauce w szkole przygotowawczej 11-letni Adolf we wrześniu 1900 roku rozpoczął naukę w gimnazjum realnym w Linzu. Z powodu kiepskich postępów w nauce był zmuszony zmienić szkołę by ostatecznie zakończyć swoją edukację w wieku 16 lat. Z tego okresu pozostał mu worek kompleksów wobec ludzi światłych i wykształconych, który z czasem przekształcił się w nienawiść i pogardę. Owe kompleksy zostały dodatkowo ugruntowane próbą dostania się do wiedeńskiej Akademii Sztuk Pięknych zakończoną żałosnym fiaskiem. Pomimo trudnej niewątpliwie sytuacji materialnej nawet nie próbował znaleźć w Wiedniu jakiejkolwiek pracy, żyjąc z dorywczych zajęć, pomocy otrzymywanej od rodziny i mieszkając w przytułku dla bezdomnych. Wybuch I wojny Światowej zastaje go w Monachium gdzie zostaje zmobilizowany. Przez całą wojnę służy jako goniec – po zakończeniu działań wraca do Monachium, by powiększyć tam armię zdemobilizowanych, bezrobotnych mężczyzn. Po próbie rewolucji komunistycznej, denuncjuje przed wojskową komisją śledczą zwolenników przewrotu, zapewne w nagrodę dostaje pracę w Biurze Prasowo – Informacyjnym Departamentu Politycznego Dowództwa VII Okręgu (Monachium), gdzie po skończeniu kursu dla wojskowych instruktorów politycznych, znajduje zatrudnienie jako wychowawca polityczny (Bildungsoffizier) z zadaniem „leczenia” ludzi z idei socjalistycznych, demokratycznych i pacyfizmu. Był to dla niego istotny krok naprzód, gdyż pozwolił mu uwierzyć we własne zdolności polityczne. Pewnie nadal dorabiał sobie jeszcze wówczas także jako konfident (jak wiemy niejedna piękna kariera tak się zaczynała!), gdyż we wrześniu 1919 roku polecono mu śledzić małą grupkę zbierającą się w Monachium – Niemiecką Partię Robotniczą. Wkrótce został jej członkiem i po wystąpieniu z wojska całkowicie poświęcił się działalności politycznej. Partia zmieniła nazwę na: NSDAP (Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotnicza) a jej pomysł został zapożyczony od Burmistrza Wiednia – Karla Luegera, który stworzył ugrupowanie łączące masowość, jaką zapewniał program socjalny, z tak popularnym wśród Niemców i Austriaków nacjonalizmem. W swej działalności politycznej dążył do zjednania sobie warstw społecznych, których zagrożona egzystencja raczej pobudzała do walki, niż paraliżowała ich wolę. Lueger opierając się na drobnomieszczaństwie i wykorzystując tradycyjną lojalność ludu wobec Korony i Ołtarza doszedł do najważniejszego wybieralnego stanowiska w monarchii Habsburgów i wygrywał bez trudu kolejne wybory. Wobec ograniczenia traktatem liczebności niemieckich sił zbrojnych ( Reichswery ) do 100 tysięcy żołnierzy jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać przeróżne ligi obrony, organizacje strzeleckie i sportowe, przygotowujące pod tą przykrywką kadry dla przyszłej armii, mającej kiedyś wziąć srogi rewanż za klęskę i upokorzenie. W rozbudowie partii pomagali Hitlerowi dawni koledzy z wojska, którzy kierowali do niej ludzi z tych organizacji i starych żołnierzy – to właśnie z nich rekrutowały się pierwsze bojówki, będące zalążkiem późniejszej Popularność nowemu ruchowi przynosiły hasła rewanżu i „ powstania z kolan”( ! ) narodu niemieckiego oraz kreowanie winnych przegranej wojny i wynikłych stąd konsekwencji. Winni byli komuniści, Żydzi, socjaldemokraci i demokratyczna Republika – niewinny i pokrzywdzony był tylko NARÓD NIEMIECKI ! Ludzie słyszeli z ust nazistów to co CHCIELI usłyszeć – nic dziwnego, że coraz więcej zaczęło się z nimi identyfikować. Hitler był z pewnością największym demagogiem swoich czasów, warto zatem zapoznać się z jego receptami na dotarcie do tłumów: „ … nigdy się nie wahać, nigdy nie łagodzić tego co się mówi, nigdy nawet na cal nie ustępować ( … ) wszystkie przeciwieństwa odmalowywać w biało – czarnych kolorach …”; „Możliwości percepcji mas są bardzo ograniczone, a ich zdolność rozumienia – słaba. Każda skuteczna propaganda powinna zatem ograniczać się do paru rzeczy niezbędnych i musi być wyrażona w kilku stereotypowych frazesach…”; „ Tylko ciągłe powtarzanie doprowadzi w końcu do wbicia jakiejś idei w pamięć tłumu. Dla tego samego powodu lepiej jest trwać przy raz ustalonym programie, nawet gdyby niektóre jego punkty stały się nieaktualne. Zawsze trudniej jest walczyć z wiarą niż z wiedzą…”; „ … kluczem ( do serc tłumu ) jest stanowcza wola poparta, jeżeli trzeba, siłą …”; „ … gwałt i terror mają własną wartość propagandową, manifestowanie siły fizycznej jest równie pociągające jak odpychające…” ; „ … kiedy się kłamie, kłamstwo musi być wielkie…”; „… w wielkim kłamstwie zawsze jest element wiarygodności ( … ) najbardziej bezczelne kłamstwo zawsze zostawia po sobie ślad, nawet gdyby je przygwożdżono …”; „ … ruch narodowo – socjalistyczny będzie bezlitośnie zapobiegał – w razie potrzeby przy użyciu siły – wszystkim zebraniom i odczytom, które mogłyby wprowadzić rozterkę w umysły naszych rodaków …” ( jak w tym kontekście nie wspomnieć o niedawnej wizycie policji na organizowanej przez Uniwersytet Szczeciński konferencji naukowej poświęconej filozofii K. Marksa !? ); „ … dla zdrajców ojczyzny i dla donosicieli jedynym właściwym miejscem jest szubienica…” Naturalnie jakiekolwiek podobieństwo głoszonych haseł, zachowań i prezentowanych powyżej recept, do działań obserwowanych współcześnie (także w naszym kraju) jest całkowicie przypadkowe… Grzechem pierworodnym Republiki Weimarskiej była organiczna niemożność zapewnienia rządowi stabilnej większości parlamentarnej umożliwiającej efektywne rządzenie państwem. Pomimo tego, rząd kierowany przez kanclerza Strasemanna zanotował kilka znaczących sukcesów. Po uchyleniu zakazu dostaw reparacyjnych dla Francji i Belgii udało się ustabilizować walutę, zawarto nowy układ w sprawie odszkodowań wojennych, doprowadzono do zakończenia okupacji Zagłębia Ruhry, Niemcy zostały przyjęte do Ligi Narodów, bezrobocie spadło do 650 tysięcy osób … Nie były to dobre wieści dla nazistów, których polityczne credo najpełniej wyraził jeden z ich ideologów – Gregor Strasser na łamach „ Nationalsozialistische Briefe”: „ Popieramy wszystko co szkodzi istniejącemu ustrojowi. Dopomagamy każdej katastrofalnej polityce, bo tylko katastrofa, to znaczy upadek liberalnego systemu rządów utoruje drogę nowemu porządkowi. Wszystko co przyspiesza katastrofę panującego ustroju, każdy strajk, każdy kryzys rządowy, każde zakłócenie porządku publicznego, każde osłabienie systemu, jest dobre, bardzo dobre dla nas i rewolucji niemieckiej …” Wszyscy, którzy przeżyli tzw. ”Karnawał Solidarności” z obowiązującym wówczas wśród solidarnościowych elit hasłem: „Im gorzej, tym lepiej” doskonale zrozumieją co to oznacza w praktyce… I wtedy na horyzoncie pojawił się Wielki Kryzys… Jego skutki były dla podnoszącej się z dna upadku niemieckiej gospodarki katastrofalne. Ograniczenie handlu spowodowało ograniczenie produkcji, a co za tym idzie wzrost bezrobocia, przestano udzielać pożyczek oraz wycofano już udzielone, spadły ceny i zarobki, zaczęły się masowe bankructwa i zamykanie zakładów pracy… Niemcy żyjące – podobnie jak dzisiaj – z eksportu, zaczęły odczuwać kolosalne kłopoty z bilansem. Narastanie fali kryzysu znakomicie ilustruje wzrost bezrobocia: – 1 320 000 ; – 3 000 000; – 4 350 000; – 5 102 000, by w szczytowym momencie 1933 roku osiągnąć 6 000 000. Naturalnie podane dane dotyczyły tylko ZAREJESTROWANYCH bezrobotnych… W przeprowadzonych w 1930 roku wyborach do Reichstagu dziesięć partii uzyskało ponad milion głosów każda, co misję utworzenia stabilnej większości czyniło zadaniem niewykonalnym. W takiej sytuacji każdy rząd skazany był na rządzenie w oparciu o doraźnie zawierane sojusze, wymagające często od koalicjantów wykonywania politycznego szpagatu. Liderzy zasiadających w Reichstagu partii nie byli tym szczególnie zmartwieni, gdyż słaby rząd łatwiej ulegał presji i ustępował przed szantażem. Wszechobecne intrygi partyjne i polityczne przetargi, ogół niemieckiego społeczeństwa owego czasu obrazowo określał jako Kuhhandel (handel bydłem). Zabawa trwała w najlepsze aż do końca, co znakomicie ilustruje dalekowzroczność ówczesnych niemieckich elit… Taką właśnie sytuację zastał dr H. Bruning, który pod koniec marca 1930 objął urząd kanclerza. W tym czasie nie można było już sklecić żadnej koalicji i nowy szef rządu przy każdym akcie ustawodawczym mógł polegać wyłącznie na przypadkowej i niepewnej, doraźnie zmontowanej większości w Reichstagu. Oczywiście ten taniec na linie nie mógł trwać długo. Krach nastąpił 16 lipca 1930 roku kiedy to Reichstag stosunkiem głosów 256 : 193 odrzucił część rządowej ustawy budżetowej. W odpowiedzi Prezydent w oparciu o nadzwyczajne uprawnienia przyznane mu w art. 48 Konstytucji Weimarskiej wprowadził w życie projekt kanclerza mocą dekretu. Ten kamyk pociągnął za sobą lawinę. Reichstag zakwestionował konstytucyjność prezydenckiego aktu, na co kanclerz w odpowiedzi rozwiązał parlament. Nietrudno było przewidzieć, że o ile kolejne wybory nie wyłonią stabilnej większości (co było oczywiste !) to demokratycznej formie rządów grozi po prostu kompromitacja. Najwięcej na powstającym chaosie mogli wygrać naziści, którzy od początku konsekwentnie pluli na Republikę i demokratyczne formy rządzenia. Grupą docelową, na której naziści zamierzali się oprzeć w nadchodzących wyborach, byli mieszkańcy wsi i małych miasteczek i program wyborczy ich partii dla tych właśnie grup, ujrzał światło dzienne już roku. O tym, że był to przysłowiowy strzał w dziesiątkę niech świadczy fakt poparcia, jakiego te grupy społeczne udzielały nazistom, aż do samego końca. Społeczeństwu ofiarowano swojski rodzaj ekstremizmu, radykalny, antysemicki odwołujący się do powszechnego w Niemczech nacjonalizmu i ksenofobii. Ludziom imponowała energia i dyscyplina nazistów, zrozumienie i silny rezonans społeczny, znajdowały hasła wymierzone w postanowienia Traktatu Wersalskiego, oraz ataki na „system”, nie dający obywatelom pracy i możliwości rozwoju. Udało się wbić do głów „ciemnego ludu”, że dokonać dzieła odrodzenia narodowego może tylko NOWY ruch i NOWI, nie obciążeni przeszłością ludzie. „Jeżeli ekonomiści mówią, że to i owo jest niemożliwe, do diabła z ekonomistami! Liczy się tylko wola, jeżeli nasza wola będzie bezwzględna i nieugięta zdziałamy wszystko. ( … ) Zbudźcie się Niemcy i stańcie się znów wolne, przypomnijcie sobie dawną wielkość i odzyskajcie dawną pozycję w świecie. A zacznijcie od wypędzenia tej starej zgrai w Berlinie.” Takie mowy A. Hitlera i innych przywódców nazistowskich wygłaszane na setkach wieców wyborczych w całym kraju znakomicie trafiały w nastroje Niemców, a zasiane nimi ziarno pogardy i nienawiści dało nadspodziewanie obfity plon. W przeprowadzonym głosowaniu udział wzięło 30 milionów Niemców, 4 miliony więcej niż w wyborach 1928 roku, a wyniki zaskoczyły nawet Hitlera, liczącego na 50 – 60 mandatów. Tymczasem naziści zebrali 6 409 600 głosów (wobec 810 000 w 1928 roku) i ze 107 mandatami stali się drugą siłą polityczną w kraju! Ich wódz w ciągu jednej nocy z lekceważonego wiecowego krzykacza wyrósł nagle na polityka rangi europejskiej! Co ciekawe tzw. cywilizowana Europa bez oporów przyjęła nazistów i ich przywódcę „na salony”, czego dowodem artykuł lorda Rothermere w „Daily Mail”, w którym autor z radością ( ! ) wita ich sukces widząc w nim … „wzmocnienie obrony przeciwko bolszewizmowi” ! Ta obsesja będzie trwać do samego wybuchu wojny (a nawet krótko po rozpoczęciu działań zbrojnych !) torując zbrodniarzom drogę ku nowym podbojom. Wspomniany artykuł zabawnie kontrastuje z przedwyborczymi wypowiedziami Fuhrera, który mówił: „ To nie parlamentarne większości kształtują los narodów. Wiemy jednak, że w tych wyborach demokracja musi być pokonana orężem demokracji…” To wcale niedwuznaczne przesłanie pozostało programowo niezauważone … W warunkach szalejącego kryzysu rząd H. Bruninga mógł nadal trwać tylko dzięki nieoficjalnemu poparciu jakiego udzielali mu w Reichstagu socjaldemokraci, oraz korzystaniu przez prezydenta z wyjątkowych uprawnień art. 48 konstytucji, pozwalającego podpisywać potrzebne rządowi dekrety. Stwarzało to jednak istotne zagrożenie. Anormalna sytuacja wymuszająca rządzenie przy pomocy dekretów, wobec braku możliwości oparcia się na większości parlamentarnej, ogniskowała całą władzę w państwie w rękach niewielkiej grupy osób: prezydenta, starego feldmarszałka Paula von Hindenburga (w 1931 roku 84-letniego już człowieka), oraz kilku osób z jego najbliższego otoczenia : gen. Kurta von Schleichera, syna prezydenta, Oskara von Hindenburga (pełniącego funkcję adiutanta głowy państwa ) i kanclerza. Zadaniem Hitlera było zatem najpierw przekonanie tych ludzi do tego, by uznali go za partnera, a następnie upoważnili do rządzenia krajem przy pomocy prezydenckich dekretów, co zwalniało z konieczności zebrania większości parlamentarnej. Z pozoru zadanie niewykonalne, ale… Głównym rozgrywającym w obozie władzy był w tym czasie generał Kurt von Schleicher. Stosunkowo młody (rocznik 1882), zajmował specjalnie dla niego utworzone stanowisko politycznego łącznika pomiędzy rządem a armią. Inteligentny i obrotny, w gąszczu polityki czuł się bez porównania pewniej niż jego koledzy z armii – równocześnie w świecie polityków dysponował tą szczególną, nieuchwytną przewagą jaką dawały mu w niemieckim społeczeństwie generalskie szlify. Stary prezydent krew z krwi i kość z kości niemieckiej armii, cieszył się w niej ogromnym autorytetem i posłuchem, ale też bardzo liczył się z jej zdaniem. To szczególne sprzężenie zwrotne decydowało o wszystkim w niemieckiej polityce, w której bez zgody sił zbrojnych niepodobna było nic zrobić. Wielkie manewry Długotrwały kryzys parlamentarny oraz sukces wyborczy NSDAP, nasunął generałowi Schleicherowi ideę… pozyskania nazistów do rządu! W ten sposób – rozumował – rząd znajdzie oparcie w stabilnej większości parlamentarnej, a wejście do rządu, zmusi to ugrupowanie do firmowania niezbędnych, niepopularnych decyzji i „ucywilizuje”. Z drugiej strony Hitler miał dla swych potencjalnych sojuszników „marchewkę” w postaci 6,5 milionowego poparcia w wyborach i „kij” w postaci groźby zamachu stanu, gdyby nie udało mu się dojść do władzy w inny sposób. Paradoks sytuacji polegał na tym, że swego poparcia nie mógł on nigdy zamienić w konieczną do rządzenia większość, zaś pucz w celu przejęcia władzy nigdy nie leżał w jego planach! Swej rewolucji zamierzał dokonać pod osłoną instytucji państwa a nie przeciwko niemu! Tylko znajomość owej układanki pozwala zrozumieć przyczyny kolejnych rozmów przedstawicieli obozu rządowego z nazistami, będących kamieniami milowymi w ich marszu po władzę. Dalszy bieg wydarzeń śmiało może pretendować do miana politycznego thrillera wszech czasów. Pierwszą jaskółką wprowadzania w życie planu „osiodłania” nazistów było spotkanie gen. K. von Schleichera z A. Hitlerem jakie miało miejsce wczesną jesienią 1931 roku. Po nim, generał namówił prezydenta i kanclerza, by także odbyli rozmowy z przywódcą nazistów. Początki były jednak mało obiecujące – obie rozmowy skończyły się na niczym. Kryzys grał jednak na korzyść nazistów, którzy gwałtownie zaczęli zyskiwać na popularności. W kolejnych ośmiu wyborach regionalnych, na NSDAP głosowało przeciętnie 35 % wyborców, w porównaniu z 18 % w wyborach parlamentarnych, które przełożyły się na przeszło 6 mln głosów. Zarówno kij jak i marchewka nabierały coraz bardziej realnych kształtów co sprawiło, że w listopadzie i grudniu kontynuowano rozpoczęte rozmowy. W obozie rządowym pod wpływem argumentacji, że wobec siły jaką reprezentuje Hitler, jedynym wyjściem jest pozyskanie go do współpracy i wykorzystanie, zaczęto duchowo godzić się z myślą o jakiejś formie kompromisu z nazistami. Rzecz ciekawa, przy konstruowaniu owych planów, kompletnie ignorowano publiczne wypowiedzi Fuhrera, w których całkowicie jednoznacznie mówił, co zamierza zrobić po dojściu do władzy: „ … fundamentalna zasada demokracji głosi ( że ) włada pochodzi od narodu ( lub jak kto woli suwerena! ) ; … to naród, nikt inny ustala konstytucję;(…) jeżeli naród niemiecki upoważni kiedyś ruch narodowo – socjalistyczny do wprowadzenia konstytucji innej niż dzisiejsza, to wtedy (nikt) nic nie poradzi …” Kanclerz patrzył na sprawy bardziej trzeźwo, ale by przetrwać, rozpaczliwie potrzebował poprawy koniunktury lub jakiegoś sukcesu w polityce zagranicznej. Ponadto niezbędny był ponowny wybór P. von Hindenburga na urząd prezydenta, co nie budziło entuzjazmu starego feldmarszałka, który zgodził się kandydować jedynie pod warunkiem podjęcia próby doprowadzenia do porozumienia z przywódcami partii w Reichstagu, pozwalającego zapewnić większość 2/3 głosów niezbędnych do przedłużenia kadencji prezydenta bez ponownych wyborów. Będąc pod taką presją – pomimo jasnej oceny sytuacji – kanclerz także zgodził się na podjęcie rozmów z Hitlerem. Rozpoczęto paktowanie z diabłem… Rozmowy rozpoczęły się spotkaniem Hitlera z ministrem Spraw Wewnętrznych – gen. Groenerem i były kontynuowane przez kanclerza i gen. Schleichera, kolejna ich tura odbyła się ale wobec braku perspektyw porozumienia, wybory stały się nieuniknione. Nazistów po cichu wspierał wielki kapitał, co dokumentują kolejne wpisy w prowadzonych na bieżąco pamiętnikach J. Goebbelsa : „ Na każdym kroku brak pieniędzy. Bardzo trudno je zdobyć. Nikt nie chce nam udzielić kredytu.” 1932 roku odbyło się spotkanie z członkami Klubu Przemysłowców zorganizowane w Park Hotelu w Dusseldorfie przez Fritza Thyssena. Oto kolejny wpis w pamiętnikach dokonany pod datą 8 lutego 1932 roku : „Sprawy finansowe poprawiają się z dnia na dzień. Właściwie mamy już zapewnione fundusze na kampanię wyborczą.” Jeszcze więcej światła na kluczową rolę wielkiego kapitału w dojściu Hitlera do władzy, rzucają zeznania Walthera Funka złożone w trakcie procesu w Norymberdze: „ … ja i moi przyjaciele przemysłowcy byliśmy wówczas przekonani, że NSDAP już w bliskiej przyszłości dojdzie do władzy I że TAK POWINNO SIĘ STAĆ !” Nic dodać, nic ująć… W pierwszej rundzie wyborów P. von Hindenburg uzyskał 18 661 736 głosów i od zwycięstwa dzieliło go niecałe 0,4 % ( mniej niż 200 tysięcy głosów ! ), ale A. Hitlera poparło 11 500 000 wyborców! Druga tura nie przyniosła co prawda niespodzianki: na urzędującego prezydenta zagłosowało 19 250 000 Niemców, za to jego konkurent zebrał aż 13 417 460 głosów! Przy okazji światło dzienne ujrzały wysoce niewygodne dla nazistów fakty. Już w listopadzie 1931 roku rząd Hesji uzyskał dokumenty wiele mówiące o tym, co naziści planują zrobić po dojściu do władzy. Na hipotetyczny przypadek „rewolucji komunistycznej” przygotowany został projekt proklamacji jaką miały ogłosić oraz projekty ustaw specjalnych, dla tymczasowego rządu NSDAP. Proponowano między innymi ZLIKWIDOWANIE przeciwników władzy nazistów (i niechętnych do współpracy z nią !), oraz posiadaczy broni. Planowano zniesienie własności prywatnej oraz wszystkich prywatnych dochodów, miała zarządzać majątkiem państwowym i prywatnym wszystkich obywateli, praca miała być przymusowa i bezpłatna, a ludzie otrzymywaliby wyżywienie na podstawie kartek żywnościowych. Działać miały sądy wojenne pod przewodnictwem nazistów. O dziwo! Rząd Niemiec (pomimo nalegań krajowego rządu Prus !) nie podjął żadnych ( ! ) kroków przeciwko nazistom – co więcej, ustami ministra Spraw Wewnętrznych, generała Groenera, wyraził pełną wiarę w wolę przestrzegania przez nich praworządności! Dopiero otoczenie w dniu przeprowadzenia I tury wyborów prezydenckich przez bojówki SS i SA Berlina, oraz znalezienie w czasie rewizji dokonanej przez policję w berlińskiej głównej kwaterze nazistów rozkazów i map operacyjnych potwierdzających, że gotowa była do zamachu stanu na wypadek gdyby Adolf Hitler wygrał wybory, spowodowała dość umiarkowaną i niemrawą reakcję rządu. W dniu II tury wyborów ( roku ) wydano dekret rozwiązujący SS i SA oraz wszystkie ich przybudówki. Trzeba zdać sobie sprawę, że NSDAP na pewno nie była partią polityczną w ogólnie przyjętym, demokratycznym znaczeniu tego słowa, a raczej zorganizowaną konspiracją przeciwko państwu, której chodziło wyłącznie o zdobycie – obojętnie jakimi metodami – władzy ! Istnienie podobnej organizacji w sposób oczywisty zagrażało bezpieczeństwu Republiki i żadne państwo nie zgodziłoby się ( czyżby ?! ) na tolerowanie podobnego zagrożenia. Dlaczego zatem rząd niemiecki nic nie zrobił by rozbić NSDAP i aresztować jej przywódców, tym bardziej, że wniosek taki wraz z prawnym uzasadnieniem, władze policyjne złożyły prokuratorowi generalnemu Rzeszy jeszcze przed sukcesem nazistów we wrześniowych wyborach? Rolę grało zapewne kilka czynników: niechęć kolejnych rządów do pogłębiania i tak piętrzących się trudności rozprawą z nazistami, działanie przez nich na pograniczu prawa, co w pewnym stopniu wiązało władzom ręce, oraz niechęć prezydenta do użycia siły przeciwko nazistom, warunkującym takie działania… „symetrycznym” objęciem nimi także komunistów! Co prawda powodów po temu nie było, ale wiadomo nie od dzisiaj, że jak wyznaczy się winnego to i stosowny paragraf się znajdzie… Pamiętać także wypada, że obóz władzy tworzyli ludzie, którym wojujący nacjonalizm i głoszone przez nazistów hasła rozprawy z lewicą i demokratycznymi formami rządzenia, antysemityzmu, odbudowy armii i odrzucenia postanowień Traktatu Wersalskiego, nie były bynajmniej niemiłe… Tak oto wbrew wszelkim faktom, nie porzucono myśli o wprowadzeniu nazistów do rządu „tylnymi drzwiami”. Pierwszym krokiem było zmuszenie do dymisji ministra spraw wewnętrznych, generała W. Groenera. Kolejną przeszkodą w realizacji tych planów był kanclerz. Nie miał on mocnej pozycji, gdyż walcząc z kryzysem naraził się ( bo musiał ! ) wszystkim i wysadzenie go z siodła było czystą formalnością. Pragmatycznie odczekano aż Reichstag zatwierdzi ustawę budżetową, i 30 maja 1932 roku na żądanie prezydenta, kanclerz podał się do dymisji. Część II Na równi pochyłej Na funkcję nowego kanclerza, generał K. von Schleicher zaproponował kandydaturę Franza von Papena argumentując, że taki rząd nie tylko ucieszy przyjaciół prezydenta z prawicy, ale będzie też miał poparcie nazistów i armii. Kim był nowy kandydat na kanclerza ? Lapidarnie rzecz ujmując, na scenie pojawił się pochodzący z katolickiej rodziny, 53-letni arystokrata z Westfalii, o rozległych znajomościach i koneksjach w tzw. „wielkim świecie”, i równie wielkich politycznych ambicjach, których jednakowoż przez przeszło pół wieku jego życia, nikt się nawet nie domyślał ani – co oczywiste – nie traktował poważnie. Wysuwając tę zupełnie nieprawdopodobną kandydaturę politycznego „człowieka znikąd”, generał Schleicher zakładał zapewne, że jego nominat będzie bezwolną marionetką, w czym się kompletnie przeliczył. Na razie generał snuł swoją intrygę, ofiarowując Hitlerowi w zamian za poparcie nowego gabinetu, głowę Bruninga, cofnięcie delegalizacji SS i SA oraz nowe wybory. Oczywiście za taką cenę Hitler gotów był przyrzec wszystkim wszystko… Tymczasem mrzonki stworzenia wokół nowego gabinetu większości parlamentarnej prysły jak bańka mydlana. O ile przynajmniej próbował opierać swój rząd ( z różnym co prawda skutkiem ) na parlamencie, o tyle jego następca nigdy nie ukrywał, że zamierza rządzić WYŁĄCZNIE w oparciu o prezydenckie dekrety! Nowy rząd tworzyli w znakomitej większości ( 7 z 10 ) arystokraci o skrajnie prawicowych poglądach, których w socjaldemokratycznej gazecie „Vorwarts” niezwykle trafnie określono mianem: „ … małej kliki feudalnych monarchistów, którzy doszli do władzy kuchennymi schodami …” Taki gabinet z definicji musieli odrzucić socjaldemokraci i komuniści, katolickie Centrum ekskomunikowało go za sposób w jaki usunięto, (działacza tej partii), tolerowali go tylko (w oczekiwaniu na wybory!) naziści. Zadowolony z nowego kanclerza był za to prezydent, który zyskał w tym światowcu i arystokracie, znakomitego kompana, toteż wkrótce obu panów połączyła silna nić sympatii. Czy ów swoisty „stan tymczasowy” miał szanse przekształcić się w jakąś bardziej trwałą koalicję? Byłoby dziwne, gdyby obie strony nie rozważały takiej możliwości. Dla nazistów mogła to być jedyna droga do legalnego przejęcia rządów, dla obozu władzy, jedyna forma zapewnienia sobie poparcia w parlamencie. Sprawą otwartą pozostawała dla obu stron CENA takiego kompromisu. Tymczasem do wyznaczonych na wyborów do Reichstagu obie strony nie mogąc zmierzyć sił swoich i przeciwnika trwały w stanie swoistego klinczu. nowy kanclerz rozwiązał Reichstag i zapowiedział cofnięcie delegalizacji SA i SS, co przywódca niemieckich komunistów nazwał jawnym nawoływaniem do morderstwa. Miał rację, zaraz po tym, przemoc i mord na niebywałą dotąd skalę zagościły w niemieckich miastach. Policyjne statystyki odnotowały w okresie – 461 rozruchów o podłożu politycznym, w których straciło życie 82 osoby a 400 odniosło rany. Największe nasilenie zbrodni odnotowano w niedzielę 10 lipca kiedy zginęło 18 osób. Jak na ironię tydzień później – 17 lipca – naziści (pod osłoną policji !!) zorganizowali przemarsz przez robotnicze dzielnice Altony. W strzelaninie zabito 18 osób, rannych zostało 285. Zamieszki wykorzystał von Papen, który opierając się na nadzwyczajnych uprawnieniach głowy państwa, odsunął od władzy konstytucyjnie wybrany rząd Prus, wprowadzając zarząd komisaryczny z … von Papenem w roli komisarza! Złamało tym kręgosłup Republice, której demokratyczne partie nigdy już nie zdobyły się na nic więcej, ponad werbalne protesty i ostatecznie zdyskredytowało demokratyczne i konstytucyjne formy rządów, wskazując społeczeństwu, że zmian swego położenia może oczekiwać wyłącznie od formacji skrajnych. Związki zawodowe i socjaldemokraci zareagowali na ten oczywisty zamach stanu zapowiedzią strajku generalnego ale … w efekcie nie zrobiły nic. Była to bezcenna lekcja na jaki „opór” może liczyć Hitler w przypadku dojścia do władzy – dodajmy dobrze przez niego zapamiętana. W tym kontekście zrozumiałe stają się rezultaty, przeprowadzonego 30 lipca głosowania. Naziści uzyskali w nim 13 745 000 głosów co przełożyło się na 230 mandatów i uczyniło ich największą partią w Reichstagu. Oczywiście taki sukces nie byłby możliwy, gdyby propaganda Hitlera nie trafiała w nastroje większości Niemców. Ciekawa jest analiza elektoratu, który poparł nazistów. Głosowała na nich lwia część nowych wyborców, większość popierających w poprzednich wyborach tradycyjne partie klasy średniej (Ludowa, Demokratyczna), które uzyskały poparcie tylko 954 700 wyborców (wobec 5 582 500 głosów jakie padły na nie w 1928 roku) i część żelaznego elektoratu nacjonalistów, tracących na rzecz nazistów 1,5 mln głosów! Nazistów poparli także ludzie tradycyjnie nie biorący dotychczas udziału w wyborach. Pozornie ogłuszający sukces, a przecież w tej beczce miodu kryła się całkiem pokaźna łyżka dziegciu! Niezwykle trafną ocenę wydarzeń przedstawił w depeszy do swojego rządu, brytyjski ambasador w Niemczech: „Zdaje się, że Hitler wyczerpał swoje rezerwy. Połknął małe mieszczańskie partie klasy średniej i prawicy, ale nic nie wskazuje na to, że zdoła zrobić wyłom w Centrum i partiach komunistycznej i socjaldemokratycznej. Wszystkie inne partie są oczywiście zadowolone, że Hitler nie zdobył przy tej okazji większości zwłaszcza, że ich zdaniem doszedł do szczytu powodzenia. Trudno się było z tym nie zgodzić, tyle że 13,5 mln głosów, licząca milion członków partia i 400 tysięczna prywatna armia stanowiły bardzo ważkie argumenty w czekających nazistów rozmowach z obozem rządowym. A. Hitler natychmiast dał temu wyraz na spotkaniu z gen. Schleicherem, jakie odbyło się 5 sierpnia 1932 w Furstenbergu, żądając dla siebie stanowiska kanclerza, stanowisk premiera rządu w Prusach i ministra spraw wewnętrznych Rzeszy oraz Ministerstwa Oświaty Powszechnej i Propagandy dla Goebbelsa. Ponadto żądał wniesienia do Reichstagu projektu ustawy, pozwalającej mu na przejęcie pełni władzy i rządzenia na mocy dekretów. Naziści dali też przedsmak tego, jak będą wyglądały ich ewentualne rządy. W ciągu pierwszych dziewięciu dni sierpnia, uliczne strzelaniny i zabójstwa stały się codziennością, a miejsce szczególne w owej orgii przemocy, przyznać trzeba mordowi jaki miał miejsce we wsi Potempa na Śląsku, gdzie 5 nazistów pobiło i skopało na śmierć komunistę Piecucha, na oczach jego matki. Tego było za wiele nawet dla zwolenników flirtu z nazistami. Tego samego dnia rząd von Papena wydał dekret wprowadzający karę śmierci za udział w starciach zakończonych zabójstwem, co naturalnie natychmiast spotkało się z oburzeniem nazistów. Fala brutalnej przemocy spowodowała także zmianę nastrojów społeczeństwa – zaczęto wyrażać wątpliwości, czy nazistom można przekazać władzę. Tymczasem wszystkie opisane wydarzenia zostały przyjęte przez szefa rządu ze stoickim spokojem. Hitler nadal nie uzyskał większości pozwalającej mu samodzielnie rządzić, polityczne reperkusje gwałtów popełnianych przez nazistów poruszyły otoczenie prezydenta i armię, a brak porozumienia pomiędzy partiami w Reichstagu, nadal usprawiedliwiał istnienie gabinetu prezydenckiego. Niby dlaczego zatem, von Papen miałby rezygnować na rzecz A. Hitlera, tym bardziej, że cieszył się przecież wyjątkowym zaufaniem i sympatią prezydenta, który wcale nie zamierzał zamieniać układnego światowca na chamowatego ignoranta?! Ponadto kanclerz – podobnie jak większość obserwatorów – uważał, że naziści szczyt powodzenia mają już za sobą i teraz stopniowo będą tracić popularność. Znalazło to wyraz w propozycjach jakie na spotkaniu 13 sierpnia generał Schleicher i von Papen złożyli Hitlerowi. Mowa była już tylko o stanowisku wicekanclerza dla przywódcy nazistów i tece ministra spraw wewnętrznych Prus, dla jednego z jego zastępców. Wywołało to paroksyzm wściekłości Hitlera, który uraczył rozmówców wrzaskiem o wyrżnięciu marksistów i żądaniu absolutnej władzy dla siebie ! Nie zrobiło to na adwersarzach żadnego wrażenia i rozmowa skończyła się na niczym. Czarę goryczy przepełniła Hitlerowi rozmowa z prezydentem, który jasno stwierdził, że nie może podjąć ryzyka przekazania władzy, partii warcholskiej i skłonnej do gwałtu, nie dysponującej przy tym większością. W sierpniu i wrześniu podtrzymywano jeszcze sporadyczne kontakty z rządem, ale nic one nie wniosły, podobnie jak rozmowy z Centrum o ewentualnej koalicji. Co prawda połączonymi głosami nazistów, Centrum i nacjonalistów wybrano Hermana Goeringa Przewodniczącym Reichstagu, ale próba odwołania rządu von Papena podjęta na pierwszym po wyborach posiedzeniu parlamentu zakończyła się rozwiązaniem Reichstagu i naziści stanęli w obliczu piątej ( ! ) kampanii wyborczej w ciągu roku ! Dla wszystkich było jasne, że z każdej kolejnej kampanii NSDAP będzie wychodziło coraz słabsze. Oto co pisał w swoich pamiętnikach J. Goebbels: „ Diabelnie trudno o pieniądze. Cała elita finansów i mózgów stoi po stronie rządu…” Przyczyny takiego stanu rzeczy upatrywać można zarówno w dyskretnym nacisku von Papena na koła finansowo – przemysłowe, jak i w aroganckim żądaniu przez Hitlera pełni władzy. Jak należało przewidzieć, społeczeństwo przyjęło kolejne wybory w nastroju ogólnej apatii, wobec której nawet szaleńcza propaganda nazistów okazała się bezsilna. Po raz pierwszy zanotowali oni spadek poparcia o 2 mln głosów, co przełożyło się na 196 mandatów. Co prawda byli nadal najliczniejszą partią Reichstagu, ale rezultaty konkurencji dawały Hitlerowi powody do obaw. Po raz pierwszy od 1924 roku, nacjonaliści notujący dotychczas same spadki, nagle uzyskali 52 mandaty w porównaniu do 37 uzyskanych w poprzednich wyborach, a komuniści na których zagłosowało 6 milionów obywateli, mieli już 100 mandatów! Doskonale rozumiał to kanclerz, który zamierzał – w przypadku nie dojścia do porozumienia z Hitlerem na SWOICH warunkach – ogłaszać kolejne wybory aż do skutku. Nie sposób niczego zarzucić logice tego rozumowania, tyle że… cios padł z własnego obozu! Generał von Schleicher z rosnącą irytacją obserwował postępującą emancypację von Papena, który bynajmniej nie zamierzał grać wyznaczonej mu przez generała roli marionetki. Niepokój wzbudzał zwłaszcza ścisły kontakt kanclerza z prezydentem oraz jego determinacja, by nie dopuścić Hitlera do władzy. W swych planach poszedł tak daleko, że zaczął coś wspominać o rządach dyktatorskich i zdławieniu siłą ewentualnego puczu nazistów. Tak oto kanclerz, stał się dla von Schleichera główną przeszkodą w realizacji jego polityki ugody z NSDAP. Los dopełniony Generał zaczął dostrzegać w polityce kanclerza, zmierzającej do rzucenia nazistów na kolana… przeszkody w „konsolidacji sił narodowych”! Przekonał do swoich racji resztę gabinetu co doprowadziło 17 listopada do rezygnacji szefa rządu, który wszelako specjalnie się tym nie przejął. Na podstawie własnych doświadczeń był całkowicie pewien, że rozmowy z Hitlerem do niczego nie doprowadzą, podobnie jak z pozostałymi partyjnymi liderami. Wszystko zatem wróci do punktu wyjścia, co zapewni mu triumfalny powrót na fotel kanclerza. Te rachuby były tym bardziej uzasadnione, że stary prezydent był coraz bardziej zniesmaczony gierkami von Schleichera. Gdyby kolejny kanclerz miał rządzić w oparciu o prezydenckie dekrety, to dlaczego niby należało zmieniać dotychczasowego? Dalszy bieg wypadków potwierdził przewidywania von Papena. Hitler usłyszał od prezydenta, że ten przekaże mu władzę, pod warunkiem wszakże, zapewnienia sobie przez niego większości w parlamencie, co było całkowicie nierealne. Cukierek władzy pozornie tak bliski, nadal pozostawał dla nazistów za szybą… W ten oto sposób, po spektakularnej klapie wszelkich rozmów, 1 grudnia von Schleicher i von Papen udali się do prezydenta, każdy z własną propozycją rozwiązania kryzysu. Kanclerz – w przypadku pozostania na czele rządu – proponował rządzenie w oparciu o prezydenckie dekrety. Sesję parlamentu zamierzał odraczać w nieskończoność, ogłosić stan wyjątkowy i przygotować reformę konstytucji oraz nową pragmatykę wyborczą. Wszelką opozycję zamierzał zdławić siłą. Propozycją von Schleichera, było objęcie przez niego stanowiska kanclerza oraz zorganizowanie wokół rządu większości parlamentarnej opartej na… „migrantach” z NSDAP pod wodzą G. Strassera, stronnictwach drobnomieszczańskich i socjaldemokratach z poparciem związków zawodowych! Ten swoisty szczyt obłudy ostatecznie pogrążył generała w oczach prezydenta, który ponownie zlecił misję tworzenia rządu von Papenowi. Ale von Schleicher nie dał za wygraną i na pierwszym posiedzeniu nowego gabinetu 2 grudnia przedstawił raport, z którego wynikało, że armia nie może podjąć ryzyka wojny domowej, do której – zdaniem autorów dokumentu – niechybnie doprowadzić musi polityka von Papena. Wobec takich argumentów skapitulował nawet prezydent, nie czując się na siłach u kresu życia stawiać czoła wojnie domowej. Misję tworzenia rządu otrzymał więc von Schleicher, ale było to pyrrusowe zwycięstwo. Oto wreszcie został zmuszony do wystąpienia z otwartą przyłbicą i przyjęcia odpowiedzialności za skutki swojej polityki. Należy dodać, że nastąpiło to w momencie, gdy stracił całkowicie zaufanie prezydenta, który nie wybaczył mu nigdy sposobu, w jaki utrącił kandydaturę von Papena. Nowy kanclerz rozpoczął urzędowanie od zaproszenia na rozmowę zastępcy A. Hitlera, i przywódcy lewego skrzydła NSDAP, Gregora Strassera. Zaproponował, by wobec odmowy Hitlera, to on objął stanowisko wicekanclerza i premiera rządu Prus. Propozycja na pewno warta była rozważenia, zwłaszcza, że w kolejnych wyborach lokalnych w Turyngii naziści w porównaniu z lipcowymi wyborami utracili 40 % głosów! Strasser uważał, że należy za wszelką cenę uniknąć kolejnych wyborów mogących doprowadzić partię do katastrofy i takie stanowisko zaprezentował na naradzie przywódców NSDAP w dniu 5 grudnia. Po burzliwej rozmowie, w której Hitler zarzucił mu nielojalność i zakulisowe machinacje, uniósł się honorem, zrezygnował z wszystkich funkcji partyjnych, po czym… wrócił do Monachium i wyjechał z rodziną na urlop do Włoch! Trochę mi to przypomina działania pewnego kandydata na prezydenta naszego kraju, który po obrażeniu się na rzeczywistość, szukał ukojenia w ostępach Puszczy Białowieskiej… Jak by tam nie było, G. Strasser wystawił do wiatru zarówno swoich, wcale licznych zwolenników, jak i generała Schleichera, który na sojuszu z nim stroił iście napoleońskie plany. Tak oto w obozie nazistów na placu boju pozostał tylko Hitler, a nowy kanclerz pozbawiony został wszelkich szans na realizację swoich planów, choć jak się wydaje do samego końca nie zdawał sobie z tego sprawy! O tym jak bardzo oderwany był od rzeczywistości niech świadczy jego ocena sytuacji, zawarta w notatce z rozmowy, jaką odbył z nim przebywający z wizytą w Berlinie, ówczesny Minister Sprawiedliwości Austrii – Kurt von Schuschnigg: „… generał von Schleicher z wielkim optymizmem zapatruje się na stan spraw w Niemczech i mówił o nich z wielką pogodą (!) …” ; „ … pan Hitler nie przedstawia problemu, jego ruch nie jest już politycznie niebezpieczny, całe to zagadnienie zostało załatwione, należy do przeszłości …” Był 15 stycznia 1933 roku… Tymczasem nastroje w obozie nazistów na przełomie 1932/33 roku dalekie były od euforii. Za ich kwintesencję uznać można taki oto pochodzący z tego okresu, wpis w pamiętnikach J. Goebbelsa: „ … ten rok był dla nas zdecydowanie zły ( … ) Przeszłość była ponura, a przyszłość wygląda posępnie i niejasno (…) straciliśmy wszystkie szanse, a nasze nadzieje rozwiały się.” Jeszcze bardziej konkretną ocenę sytuacji znajdujemy tamże, pod datą : „ … Nic, tylko same długi i zobowiązania przy całkowitej niemożności zdobycia jakiejś rozsądnej kwoty na ich pokrycie …” Ostatni akt dramatu Jak zatem doszło do tego, że ślepy zaułek z dnia na dzień, zamienił się dla nazistów w autostradę do władzy? Pomimo oczywistego już faktu, że właściwym obliczem hitlerowców są wizerunki morderców z Potempy, ich przyjaciele z kręgów wielkiego kapitału nie ustawali w wysiłkach przekazania im władzy w państwie – w listopadzie 1932 roku grupa przemysłowców i bankierów, podpisała nawet petycję do prezydenta w tej sprawie. Podpisy pod nią zbierał także dr Schacht, zarabiający wówczas na chleb jako prezes Banku Centralnego Niemiec… Ponadto cokolwiek by mówić o politycznych talentach generała von Schleichera, trzeba mu oddać, że swymi pokrętnymi gierkami, w błyskawicznym tempie potrafił dokonać rzeczy pozornie całkowicie niemożliwej: oto udało mu się postawić po tej samej stronie barykady dwóch nieprzejednanych zdawało by się przeciwników: A. Hitlera i F. von Papena! Na efekty nie trzeba było długo czekać. 4 stycznia 1933 roku w domu kolońskiego bankiera Kurta von Schrodera obaj panowie spotkali się. Jeżeli wierzyć zeznaniom gospodarza spotkania, złożonym przed Trybunałem w Norymberdze, inicjatorem całego dealu był von Papen, który zaprezentował pomysł spotkania autorowi zeznań 10 grudnia 1932 roku. Krótko po tym, z bankierem skontaktował się Wilhelm Keppler, spełniający funkcję łącznika nazistów z kołami finansjery, z analogiczną sugestią ze strony A. Hitlera. Obu stronom zależało na zachowaniu ścisłej tajemnicy. Po wymianie grzecznościowych uwag o pogodzie, przystąpiono do omawiania planów obalenia gabinetu von Schleichera. Osiągnięto porozumienie co do tego, że na czele nowego rządu miałby stanąć A. Hitler, zaakceptowano także proponowane przez nazistów wykluczenie ze stanowisk socjaldemokratów, komunistów i Żydów. Niejako przy okazji Hitler dowiedział się, że prezydent nie upoważnił kanclerza do rozwiązania Reichstagu. Była to dla nazistów bezcenna informacja! Rozstano się w znakomitych nastrojach, które nieco zepsuły nazajutrz tytuły gazet, donoszących na pierwszych stronach o tych konspiracyjnych podchodach. Zdecydowanie ważniejsze było jednak to, że anonimowi przyjaciele z kręgów finansowych, poczynili zdecydowane kroki zmierzające do podreperowania finansów NSDAP. Oto kolejny wpis w pamiętnikach J. Goebbelsa dokonany pod datą „ … sytuacja finansowa poprawiła się nagle …” ; „ … obecny rząd wie, że jego dni są policzone. Jeżeli szczęście nam dopisze, powinniśmy niebawem dojść do władzy …” Teraz naziści, nie mogąc mieć realnego wpływu na dalszy bieg wydarzeń, mogli tylko czekać, całą intrygę pozostawiając w rękach von Papena, który przypadkiem, był w Berlinie sąsiadem prezydenta, i u którego regularnie bywał w gościach… 20 stycznia stało się jasne, że von Schleicherowi nie uda się stworzyć frontu obejmującego wszystkie stronnictwa oprócz skrajnych, co oznaczało, że wyrok na jego gabinet już zapadł, pozostało jedynie ustalić datę egzekucji. Po drugiej stronie barykady czyniono tymczasem ostatnie ustalenia. 22 stycznia, w Dreźnie, spotkali się von Papen, Oskar von Hindenburg oraz Otto Meissner (szef kancelarii prezydenta), z Hitlerem, Goeringiem i Frickiem. Kluczową rolę odegrała w nich zapewne, przeszło godzinna rozmowa w cztery oczy, pomiędzy Hitlerem a synem prezydenta Oskarem von Hindenburgiem. W drodze powrotnej młody von Hindenburg był niezwykle małomówny, rzucając tylko jedno zdanie: „Nie ma rady, naziści muszą wejść do rządu …” Oczywiście nie znamy treści owej kluczowej rozmowy, ale znamy za to dalszy przebieg wydarzeń: zaraz po dojściu nazistów do władzy Oskar von Hindenburg awansował z pułkownika na generał-majora, przestano się nagle interesować jego udziałem w skandalicznej aferze „osthilfe” oraz oszustwem podatkowym związanym z posiadłością prezydenta w Neudeck, a majątek von Hindenburgów powiększono o 5 tysięcy akrów wolnych od podatku. Prezydent odmówił teraz prośbie generała von Schleichera rozwiązania Reichstagu, przytaczając w uzasadnieniu swej decyzji ten sam argument, którego generał użył do wysadzenia z siodła von Papena, że mogłoby to doprowadzić do wojny domowej… W tym stanie rzeczy, kanclerzowi pozostała tylko dymisja. I oto 30 stycznia około godziny niemożliwe, stało się możliwym: włóczęga z wiedeńskiego przytułku został kanclerzem Niemiec! Wielkie europejskie państwo, wraz z wszystkimi swymi zasobami, wpadło w ręce formacji wywodzącej się ze społecznego marginesu… Epilog Oto w telegraficznym skrócie dalszy przebieg wydarzeń: pierwszymi krokami nowej władzy było usankcjonowanie terroru poprzez ogłoszenie amnestii dla wykroczeń popełnionych w trakcie „rewolucji narodowej”, przyjęcie ustaw o czystce w administracji państwowej ( i ) nakazujących usunięcie ze stanowisk WSZYSTKICH ludzi pochodzenia żydowskiego, lojalnych wobec Republiki, oraz zdradzających kiedykolwiek lewicowe sympatie. Na pozbawianie ludzi emerytur, nikt wówczas jeszcze nie wpadł… Wszystkich dziennikarzy, muzyków, aktorów, pracowników radia i teatru, poddano kontroli J. Goebbelsa, za pośrednictwem powołanej Izby Kultury Rzeszy. Dziennikarze musieli przejść czystkę na mocy spec ustawy z W lutym 1934 roku weszła w życie ustawa „W sprawie zaopatrzenia bojowników ruchu narodowego”, w myśl której wszyscy członkowie partii lub SA, którzy ponieśli jakieś szkody na zdrowiu w walkach o zwycięstwo ruchu narodowo – socjalistycznego, mieli otrzymać od państwa rentę lub odszkodowanie tak jak inwalidzi z I Wojny Światowej. Zebranie generalicji Reichswery, jakie odbyło się 16 maja 1934 roku w Bad Nauheim, zaakceptowało decyzję ministra obrony von Blomberga, poparcia Adolfa Hitlera, zapewniając mu w ten sposób sukcesję po von Hindenburgu. Finał nastąpił 2 sierpnia 1934 roku: godzinę ( !! ) po śmierci starego feldmarszałka ogłoszono ustawę, zgodnie z którą od tej chwili urzędy Kanclerza i Prezydenta zostają złączone i Adolf Hitler zostaje głową państwa i naczelnym wodzem sił zbrojnych. Jeszcze tego samego dnia Reichswera złożyła nową przysięgę IMIENNIE Adolfowi Hitlerowi! Zadbano także o pozory, wzywając naród niemiecki, by w referendum wyraził zgodę na objęcie przez Adolfa Hitlera urzędu po Hindenburgu, jako Fuhrer i kanclerz Rzeszy, pod którymi to tytułami odtąd miał występować. Szczęśliwie „odnaleziono” polityczny testament zmarłego prezydenta, w którym – zgodnie ze świadectwem jego syna – widział on w Adolfie Hitlerze swego następcę. Występując w radio powiedział: „Ojciec widział w Hitlerze swojego bezpośredniego następcę, który ma stanąć na czele państwa. W zgodzie więc z wolą zmarłego, wzywam wszystkich Niemców obojga płci, aby oddali swe głosy za przekazaniem urzędu ojca, Fuhrerowi i kanclerzowi Rzeszy”. W dniu głosowania frekwencja wyniosła 95,7 % przy 45,5 mln uprawnionych do głosowania. 89,93 % z nich (ponad 38 mln) głosowało za, 4,25 mln miało odwagę zagłosować przeciw a 870 tysięcy oddało głosy nieważne. W ten sposób dokonał się los Niemiec, Europy i świata … Obserwując dzisiaj otaczającą nas rzeczywistość bez trudu można dostrzec, jak świat wokół nas coraz bardziej brunatnieje. Na Ukrainie rządzą pogrobowcy S. Bandery, szerzy się ( oficjalnie ! ) kult zbrodniarzy z UPA, a nieprawomyślni dziennikarze i politycy opozycji, są mordowani na ulicy bądź seryjnie popełniają samobójstwa. Na kijowskim Majdanie zastrzelono przeszło sto, a w Odessie spalono żywcem co najmniej 45 osób. I nikogo to nic nie obchodzi! Dyżurni krzewiciele „europejskich wartości”, demokracji, i obrońcy praw człowieka, nabrali w tych sprawach wody w usta. W Estonii, na Łotwie i Ukrainie świętuje się rocznice walczących po stronie III Rzeszy dywizji SS rekrutujących się spośród obywateli tych krajów. W tejże Estonii właśnie wydano w formie komiksu, przygody… Hitlera – hipstera! Bardzo śmieszne, prawda? No i co ? NO I NIC ! W Niemczech rząd ostatnio zapowiedział zaprzestanie finansowania neonazistowskiej NPD. Ręce same składają się do oklasków, tyle że skoro ZAPRZESTANĄ, to znaczy, że dotychczas FINANSOWALI! W coraz to nowych krajach Unii Europejskiej wybory wygrywają partie, które bez ryzyka dużego błędu można określić mianem faszyzujących. Zresztą po co szukać tak daleko, popatrzmy co dzieje się w naszym kraju. Polski premier składa kwiaty na mogiłach członków formacji walczącej ramię w ramię z hitlerowcami. Dziennikarze jednej ze stacji telewizyjnych pokazali jak neonaziści świętują dzień urodzin Hitlera ! W Polsce !! Każdemu, kto widział zdjęcia z marszów jakie 11 listopada tzw. środowiska narodowe organizowały w Warszawie, skojarzenia nasuwają się same. Policja usuwa demonstrantów, usiłujących zablokować marsz Młodzieży Wszechpolskiej, i zapewnia ochronę białostockim kibolom, organizującym marsz ku czci jednego z tzw. żołnierzy wyklętych -„Burego” – wprost pod oknami domów, pomordowanych przez niego i jego kompanów ofiar… Tę wyliczankę można ciągnąć dalej. Wszystkiemu temu, towarzyszy wściekła nagonka na lewicę. Jakie są przyczyny opisanego stanu rzeczy? Jedna z nich – kto wie czy nie główna – to stworzenie wśród europejskich społeczeństw poczucia bezradności i bezalternatywności. Bezrozumnie nadal głosi się bezalternatywność wobec doktryny ekonomicznego neoliberalizmu, która spowodowała rozwarstwienie społeczne, nie znane dotąd w historii ludzkości! Rządzącym elitom udało się stworzyć sytuację, którą nasi bracia Rosjanie z właściwą sobie bezpośredniością określają rymowanką: „Gołosuj, nie głosuj, wsio rawno połudzisz…” Stykają się z nią po każdych wyborach Rodacy, dokonujący „dramatycznego wyboru” pomiędzy PiS a PO, a jej prawdziwość, sprawdzili ostatnio na sobie Niemcy, którzy gremialnie głosując przeciwko polityce swojej kanclerz, dostali w prezencie… Wielką Koalicję! Nic dziwnego, że w poszukiwaniu rzeczywistej alternatywy coraz więcej ludzi wybiera tam… Alternatywę dla Niemiec! Być może jest jeszcze czas na opamiętanie, zanim postępujące rozwarstwienie społeczne, połączone z brakiem perspektyw jakiejkolwiek zmiany, popchnie nas wszystkich w otchłań z której nie będzie już – być może – powrotu…
Informacje o JAK HITLER MÓGŁ WYGRAĆ WOJNĘ W.2019 - 9241167671 w archiwum Allegro. Data zakończenia 2020-09-21 - cena 20,16 zł
Fot. ASSOCIATED PRESS/East News Adolf Hitler Uunona został radnym w lokalnych wyborach Namibii. Dlaczego afrykański polityk nosi imię po największym zbrodniarzu wojennym w historii? Wiele osób żartuje, że gdyby Adolf Hilter urodził się w obecnych czasach, miałby spore szanse na zdobycie głosów wyborców. Okazuje się, że dowcipy właśnie weszły w życie. Adolf Hitler Uunona został wybrany radnym podczas lokalnych wyborów w Hitler Uunona - co ma wspólnego z przywódcą Trzeciej Rzeszy?Adolf Hitler to chyba najbardziej nikczemna postać historyczna ostatnich wieków. Przywódca Trzeciej Rzeszy nie żyje od 1945 roku, ale wciąż budzi emocje na całym świecie. Okazuje się, że Adolf Hitler wygrywa również wybory, chociaż nie jest tym samym wąsatym zbrodniarzem z czasów nazistowskich Niemiec. Jak donosi Daily Mail, w Namibii doszło do absurdalnej sytuacji. Na początku grudnia 2020 roku mandat radnego okręgu Ompundja zdobył Adolf Hitler Uunona - afrykański polityk, który teraz budzi zaciekawienie całego świata. Wszystko przez nietypowe personalia, których raczej nikt nie chciałby mieć wpisanych w członku Organizacji Ludowej Afryki Południowej, znanej również jako partia SWAPO do niedawna nie słyszało zbyt wiele osób spoza Namibii. Teraz musi się jednak tłumaczyć dziennikarzom z całego świata, dlaczego nazywa się łudząco podobnie do polityka, który doprowadził do II wojny światowej. Okazuje się, że sprawa jest dość prozaiczna. Nambia w czasach panowania Hitlera była niemiecką kolonią. Echa tego okresu pozostały do dziś. W afrykańskim kraju imię Adolf jest bardzo popularne. Jak widać, niektórzy postanowili pójść o krok dalej i nazwać swoje dzieci pełnym imieniem i nazwiskiem przywódcy Trzeciej Rzeszy. Zdaniem 54-letniego polityka, na którego zagłosowało aż 84% wyborców, ojciec, nadając mu imię, nie wiedział do końca, co robi. Uunona zdał sobie sprawę z tego, do kogo odnoszą się jego personalia, dopiero w szkole. Zapewnia, że nie ma nic wspólnego z obecnymi wyznawcami ideologii Adolfa Hitlera i doskonale rozumie, dlaczego dla niektórych jego godność może być szokująca. Zapowiedział jednak, że nie zamierza zmieniać nazwiska. Jeśli słyszeliście teorie spiskowe, mówiące o tym, że Hitler żyje na innym kontynencie i ma się dobrze, to częściowo okazały się prawdziwe. Rzeczywiście jest osoba, która nazywa się Adolf Hitler, tylko że nie ma nic wspólnego z nazistą z okresu II wojny światowej i nie zamieszkuje Ameryki Południowej, tylko Afrykę Południową. Sergiusz Kurczuk Redaktor antyradia
Co by było, gdyby III Rzesza nie popełniła kilku kluczowych błędów i wygrała wojnę w Europie? Często gdybologia nie ma sensu, ponieważ nie mamy pojęcia, jak w alternatywnej rzeczywistości zachowywaliby się poszczególni gracze. W przypadku Niemiec mamy jednak podstawy, na których możemy oprzeć wizję. Zegarmistrz_Swiatla
Marzył o złotym medalu olimpijskim. I choć Louis Zamperini nigdy go nie wywalczył, wygrał zdecydowanie więcej. Niezwykła historia amerykańskiego biegacza, który podczas wojny przeżył piekło i tylko dzięki niesamowitej woli życia oparł się śmierci, inspiruje do dziś. Przez 47 dni dryfował na tratwie po Oceanie Spokojnym. Kolejne dwa lata spędził w obozach jenieckich - torturowany, poniżany, doprowadzany do granicy wytrzymałości. Przeżył tylko dzięki niezwykłej sile woli i determinacji. Właśnie te cechy charakteryzowały Louisa Zamperiniego - amerykańskiego biegacza i bohatera wojennego, z którym zdjęcie chciał sobie zrobić Adolf Hitler, a którego historia od 70 lat pozostaje wzorem dla milionów przestępca, którego uratował sportRodzice i nauczyciele długo nie mogli do niego trafić. W wieku 5 lat zapalił pierwszego papierosa, trzy lata później już znał smak alkoholu. Na nic zdawały się ostrzeżenia nauczycieli i modlitwy matki. Młody Louis Zamperini długo sprawiał problemy wychowawcze, nie tylko w szkole. Ciągle wdawał się w bójki, a niejednokrotnie do domu odprowadzała go policja. Nastolatek był o krok od zostania postrachem miasteczka Torrance w Kalifornii. Gdy miał 14 lat, szkoła podjęła decyzję o zawieszeniu. To był moment zwrotny. Jeśli nadal taki będziesz, skończysz na ulicy - dopiero słowa starszego brata Pete'a podziałały na nastolatka. To on zdecydował, że sport jest jedyną szansą na uratowanie życia Louisa. Kazał mu rozpocząć treningi biegowe, a sam został jego trenerem. Początki nie były jednak łatwe - pierwszy poważniejszy sprawdzian na dystansie 600 jardów Zamperini przegrał z kretesem. Wtedy jednak po raz pierwszy dała znać o sobie jego ambicja i determinacja. Słysząc naśmiewających się z niego kolegów, postanowił trenować tak długo, aż okaże się decyzję podjął też jego brat, który kazał mu startować na dystansie jednej mili (1609 metrów). Szybko okazało się, jak wielki drzemie w nim potencjał. Po zaledwie kilku miesiącach treningów nastoletni Louis Zamperini zaczął bić szkolne rekordy i stał się miejscową sensacją. Rozpisywały się o nim gazety, a on sam poczuł, że ma szansę stać się kimś więcej niż lokalnym przestępcą. Wtedy, w 1935 roku, po raz pierwszy w jego głowie pojawiła się myśl o starcie na igrzyskach olimpijskich w włoskich imigrantów wciąż był jednak tylko lokalną gwiazdą i wiele mu brakowało do najlepszych biegaczy w Stanach Zjednoczonych. Olimpijska konkurencja 1500 metrów była bardzo mocno obsadzona. Wtedy znów dał o sobie znać instynkt jego brata. Zdaniem Pete'a wytrzymałościowe i szybkościowe predyspozycje uprawniały Louisa do biegania na dystansie 5000 metrów. Właśnie w tej konkurencji wystartował w krajowych eliminacjach latem 1936 East NewsAby Zamperini przebył trasę z miasteczka w Kalifornii do Nowego Jorku, w Torrance zorganizowano wśród mieszkańców zbiórkę pieniędzy, ponieważ jego rodziny nie było stać na taki wydatek. Tylko dzięki temu dotarł na wschodnie wybrzeże USA. Nie była to jedyna przeszkoda, którą pokonał. W Nowym Jorku panowały wówczas nieludzkie upały, których nie wytrzymywali zwykli przechodnie. Tylko w ciągu tygodnia z wycieńczenia czterdziestostopniową temperaturą zmarło 3000 osób. A w takich warunkach 19-latek wywalczył awans na igrzyska olimpijskie, pokonując bardziej doświadczonych rywali. W decydującym biegu wielu jego przeciwników mdlało na trasie, inni musieli z niej zejść z powodu otwartych ran stóp. On też doznał poważnych obrażeń, ale zdołał dobiec do mety. Debiutant zachwycił Adolfa Hitlera Przypominał nam Charliego Chaplina i odbieraliśmy go wszyscy bardziej jako komedianta niż dowódcę państwa - wspominał Zamperini swoje pierwsze zetknięcie z dyktatorem III Rzeszy Adolfem Hitlerem w rozmowie z magazynem "Focus". Po przylocie do Berlina on i jego koledzy nie zdawali sobie sprawy, że wkrótce niemiecki kanclerz rozpocznie II wojnę światową. Nastolatek nie spodziewał się też, że podczas tych samych igrzysk pozna go osobiście. Tamtejszym służbom dał się jednak we znaki już przed swoim spaceru po jednej z miejscowych ulic Zamperini wpadł na pomysł ściągnięcia z jednego z masztów nazistowskiej flagi. I choć była zawieszona wysoko, dał o sobie znać jego buntowniczy charakter. Wspiął się po nią, choć strażnicy byli bliscy zastrzelenia go. - Usłyszałem trzask, który brzmiał jak wystrzał z karabinu i krzyk: "Zatrzymaj się!" - opowiadał. Po zdobyciu flagi został zatrzymany, jednak złożone wyjaśnienia wystarczyły do zwolnienia go. Niemieckim kibicom zapadł jednak w pamięci dzięki postawie na wielkim stylu przebrnął eliminacje biegu na 5000 metrów. W finale nikt nie dawał nieznanemu Amerykaninowi szans na nawiązanie walki z faworyzowanymi Finami. I choć zajął w nim ósme miejsce, to o nim mówiono najwięcej. Zamperini długo trzymał się z tyłu stawki i dopiero przed ostatnim okrążeniem przyspieszył. Wyprzedzał kolejnych rywali w niewiarygodnym tempie, wprawiając w zdumienie dziesiątki tysięcy ludzi. Ostatnie 400 metrów przebiegł w zaledwie 55 sekund. O kilkanaście sekund pobił rekord jednego okrążenia na dystansie 5000 metrów (69,2 s). Fuhrer chce cię widzieć - usłyszał, gdy na mecie zdążył złapać oddech. Początkowo nie wiedział, o co chodzi. Dopiero po chwili, gdy zaprowadzono go do loży honorowej, zrozumiał. - A, to ty jesteś tym chłopakiem z niesamowitym przyspieszeniem - miał zwrócić się do niego Hitler, który uścisnął mu dłoń i zaproponował również wykonanie pamiątkowej fotografii. - Oniemiałem - mówił Zamperini. Zdjęcie zrobił niemiecki minister propagandy i najbardziej zaufany człowiek Hitlera Joseph Goebbels. Cały kraj był zmilitaryzowany. Sądziliśmy, że Hitler może mieć zakusy na jakieś państwo, ale nie przyszło nam na myśl, że porwie się na cały świat - opowiadał po latach. Nie wiedział wtedy, że to decyzja najważniejszego niemieckiego polityka zakończy jego sportową karierę..."Byłem pewny, że umrę"Po powrocie do Kaliforni trenował coraz więcej. Osiągał świetne wyniki także na dystansie 1500 metrów - 3:52,6 dawało mu miejsce w światowej czołówce, a jego nazwisko wymieniano w gronie kandydatów do medalu na kolejnych igrzyskach w pobić rekord świata, rozpoczął też studia na Uniwersytecie Południowej Kalifornii. Ambitne plany przerwał jednak wybuch II wojny światowej. Z własnej woli zaciągnął się do armii. Moje dzieciństwo przyzwyczaiło mnie do walki - mówił. Z jego wojskowym szkoleniem wiąże się ciekawa historia. Przełożeni nie mogli wyjść z podziwu, że już jego pierwsze strzały okazywały się celne. Gdy w domu się nie przelewało, aby coś zjeść, musieliśmy to upolować - tłumaczył Zamperini swoje umiejętności. Jednak w 1941 roku nie trafił do piechoty, ale do Amerykańskich Sił Powietrznych. Sytuacja była tak napięta, że nikt nie przejmował się jego chorobą kilkunastu miesiącach walk znalazł się w bazie Kualoa na Hawajach. Gdy po jednej z akcji wiosną 1943 roku jego samolot B-24 D "Superman" nie nadawał się już do dalszych lotów, Zamperini czuł, że wkrótce wróci do domu. 27 maja miał stacjonować na wyspie, ale nagle otrzymał rozkaz wykonania misji ratowniczej. Przed wejściem do samolotu on i jego 10 kolegów miało złe przeczucia - mieli lecieć samolotem, który służył do transportowania jedzenia i broni. - Bardzo rzadko brał udział w akcjach poszukiwawczych - mówił Zamperini. Zajął jednak ostatnie wolne miejsce na pokładzie "Zielonego Szerszenia".Początkowo nic nie zapowiadało tragedii. Nawet gdy awarii uległ jeden z silników, sytuacja mogła zostać uratowana. Jednak nagle inżynier pokładowy omyłkowo wyłączył drugi silnik, co przesądziło o losach załogi. Próba wodowania nie powiodła się, samolot spadł do morza. - Przygotować się na uderzenie! - rozkaz pierwszego pilota to ostatnie, co usłyszał Zamperini przed zderzeniem z wodą Pacyfiku. Spadanie do wody było najbardziej przerażające. Nie masz nad niczym kontroli i oswajasz się z czekającą za rogiem śmiercią - tłumaczył. Uderzenie sprawiło, że przeleciał kilkanaście metrów do przodu. Gdy chciał wydostać się z samolotu, zaplątał się w kable, by po chwili stracić przytomność. - Byłem pewien, że umrę - opisywał. Wtedy po raz pierwszy przeżył własną śmierć. Nagle bowiem ocknął się i wypłynął z opadającego na dno samolotu. Przed nim to samo zrobili pilot Russell Allen Phillips i strzelec Francis P. McNamara. Udało im się wypłynąć na powierzchnię i dostać na tratwę katastrofie stracili jednak zapasy wody i jedzenia. Do tego McNamara wkrótce zaczął tracić zmysły, a tratwą zainteresowały się rekiny. Pozostała im tylko modlitwa o pomoc, choć na błagania odpowiadał jedynie szum z którego jedynym ratunkiem było samobójstwo47 dni. Dla wielu tylko półtora miesiąca, tylko chwila z całego życia. Dla Zamperiniego i jego kolegów była to jednak wieczność. Tyle bowiem trwało ich dryfowanie po wodach Pacyfiku. Woda do picia? Deszczówka. Jedzenie? Surowe mięso złapanych ptaków lub złowionych ryb. Do tego palące skórę słońce. Jednego dnia byli pewni, że przyszło dostrzeli obniżający pułap samolot odetchnęli, że ich koszmar dobiegł końca. Z błogiego stanu wybudziła ich seria z karabinu maszynowego - był to samolot sił japońskich. Amerykanie wskoczyli do wody i przez kilkanaście minut, schowani pod tratwą, obserwowali krążący samolot wroga. Mimo otaczających ich rekinów, wyczekujących jedzenia nie mniej niż oni. Byłem zbyt zajęty myśleniem, jak przetrwać, by martwić się o śmierć - przekonywał "Zamp". Jego determinacji nie zmniejszał coraz gorszy stan McNamary, który nie był w stanie zmusić swojego organizmu do walki o przetrwanie. Wycieńczony żołnierz zmarł 33. dnia gehenny. Dwa tygodnie później okazało się, że dla dwóch pozostałych to dopiero jej początek... Gdy zobaczyłem twarze japońskich żołnierzy, początkowo poczułem ulgę. Myślałem, że już lepiej umrzeć w jenieckim obozie, niż na wodzie - wspominał. Prąd zniósł ich tratwę blisko wyspy zajmowanej przez wojska wroga. Zostali przechwyceni przez Japończyków i zabrani na Kwajalein, nazywaną Wyspą Egzekucji. Był wrzesień 1943 43 dni Zamperini spędził w odosobnieniu. Jego organizm obumierał - od momentu katastrofy samolotu schudł 40 kilogramów, żołądek nie przyjmował jedzenia. Do tego był zamknięty w niewielkim i ciemnym pomieszczeniu. Związany, z opaską na oczach przetrwał tylko dzięki woli życia i modlitwom. Zostałem zamknięty w pomieszczeniu wielkości budy dla psa. Po tylu dniach na otwartej przestrzeni dopadła mnie klaustrofobia. Byłem szkieletem obrośniętym skórą, z rozpaczy chciałem wyć i płakać, ale nie miałem siły - opowiadał. W końcu wyszedł na powietrze, jednak świecące słońce nie oznaczało dla niego lepszych dni. Po morderczych przesłuchaniach został przeniesiony do Omuri niedaleko Tokio. Ostatecznie dotarł więc do japońskiej stolicy, choć w innej roli, niż marzył. Właśnie tam do dowództwa dotarło, że mają w niewoli amerykańskiego biegacza, uczestnika igrzysk olimpijskich. Chcieli go złamać i zrobić z niego narzędzie propagandowe. W tym celu kontrolę nad nim przejął znany z sadystycznych skłonności kapral Mutsuhiro Watanabe, zwany "Ptakiem".Kadr z filmu "Unbroken"Źródło: East NewsZamperini stał się jego "ulubieńcem". Znęcał się nad nim każdego dnia, upokarzał, bił i torturował w każdy możliwy sposób. Raz Watabane postanowił zorganizować wyścig, w którym miał wziąć udział Amerykanin i jeden z japońskich żołnierzy. W przypadku porażki jeńca strzelec otrzymał rozkaz, aby go zastrzelić. Mimo niemożliwego zadania ważący 35 kilogramów Zamperini wygrał. Pamiętam z tej chwili tylko doping innych jeńców - powiedział o biegu. Innym razem wygrał życie, gdy był zmuszany do podnoszenia nad głowę betonowych belek. Opadnięcie z sił również groziło śmiercią. Uciekł jej wtedy kolejny wkrótce Watanabe przeniesiono, wydawało się, że wreszcie do Zamperiniego choć na chwilę uśmiechnął się los. Wkrótce jednak ponownie trafił w ręce swojego kata. Jeńców przeniesiono do nowego obozu, gdzie znów spotkał się z Watanabe. Na jego ponowny widok niemal stracił przytomność. Załamał się. Nie miał już sił znosić kolejnych tortur i upokorzeń, stracił nadzieję. Był bliski śmierci, która wkrótce pewnie by nadeszła. Na szczęście po zrzuceniu bomby atomowej na Hiroszimę sytuacja jeńców zaczęła się poprawiać. Bylo to 6 sierpnia 1945 roku - mijały właśnie 23 miesiące japońskiej niewoli New York Times"Niewola wolności"Wkrótce Zamperini i setki innych amerykańskich jeńców zostali wyswobodzeni. Po kilku miesiącach uznany już tam za zmarłego 28-latek wrócił do domu. Został bohaterem, a o jego historii rozpisywała się New York TimesNiestety piętno, jakie odcisnęła na nim wojna, było zauważalne. Wkrótce zaczął coraz częściej sięgać po alkohol. Tylko wtedy czułem się lepiej, alkohol odstraszał moje demony - wspominał. Wpadł w depresję, nie mógł spać, miewał stany lękowe. I choć był już na wolności, trafił do kolejnej niewoli. Nie mógł uporać się ze swoimi koszmarami. Chciał wrócić do sportu, jednak kontuzja stawu skokowego odniesiona jeszcze podczas pobytu w obozach wykluczyła jego sportową karierę. I gdy był już nad przepaścią, żona zaprowadziła go na kazanie Billy'ego Grahama. To dzięki niemu zdołał uporać się z przeszłością. Gdy słuchałem jego słów, przypomniałem sobie o wszystkich obietnicach złożonych Bogu w czasie pobytu w niewoli. Zapomniałem o nich po powrocie, bo nie byłem już na tratwie czy w obozie. Bo nie byłem już głodny i samotny. Zrozumiałem swój błąd - mówił amerykański bohater. Postanowił przebaczyć swoim oprawcom. Udał się więc do obozu dla japońskich zbrodniarzy w Sugamo, gdzie spotkał się z nimi i każdemu podał rękę. Kolejny raz do Japonii poleciał w 1998 roku. Jego bieg w sztafecie ze zniczem olimpijskim w Nagano był niezwykle symboliczny. Zamperini chciał tam spotkać się z Watanabe, który nigdy nie odpowiedział za swoje zbrodnie. Ten jednak odmówił, a wywiadzie dla amerykańskiej telewizji próbował przekonywać, że traktował go "jako wroga japońskiego narodu".Na temat losów Zamperiniego powstały trzy książki - dwie z nich, o tym samym tytule "Devils at My Heels" napisał sam, trzecią wydała w 2010 roku słynna pisarka Laura Hillenbrand. Książka została bestsellerem, a o jego historii wreszcie dowiedzieli się ludzie na całym lata później historię niezwykłego bohatera postanowiła przedstawić całemu światu Angelina Jolie. Amerykańska aktorka zabrała się za reżyserię filmu na podstawie przeżyć Zamperiniego. Spotkała się z nim i otrzymała od niego błogosławieństwo. Niestety biegacz nie doczekał premiery obrazu o wymownym tytule "Unbroken" (polski tytuł: "Niezłomny"). Zmarł 2 lipca 2014 roku w wieku 97 Getty Images Jego całe życie było lekcją wytrwałości i siły ludzkiego ducha. Każdego dnia znający jego historię człowiek zastanawia się: "jak on to przetrwał?". Jest niesamowitą postacią, jestem mu wdzięczna za każdą chwilę, jaką mi poświęcił - mówiła Jolie podczas prac nad filmem. "Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać" - słowa Ernesta Hemingwaya doskonale obrazują życie Louisa Zamperiniego. Biegacza, którego marzeniem był występ i zdobycie złotego medalu na igrzyskach olimpijskich w Tokio. I choć nigdy nie wywalczył go na bieżni, zyskał zdecydowanie więcej - szacunek i pamięć, którego nie oddadzą żadne sportowe nagrody.
Patronite: https://patronite.pl/GlobalistaTVInstagram: https://instagram.com/globalista_ytFacebook: https://facebook.com/globalistatvDiscord: https://discord
Adolf Hitler Uunona zdobył w zeszłym tygodniu mandat radnego okręgu Ompundja, a jego wynik robi wrażenie, bo uzyskał aż 85 proc. głosów poparcia, podała BBC. Jest członkiem rządzącej Organizacji Ludowej Afryki Południowej, znanej również jako partia SWAPO. Nowy radny musiał tłumaczyć się dziennikarzom, dlaczego nosi imię największego zbrodniarza w historii świata, choć tłumaczy, że posługuje się tylko imieniem Adolf, które w Namibii jest powszechne. Uunona powiedział, że jego ojciec wybrał przydomek podnoszący brwi, chociaż „prawdopodobnie nie rozumiał, co oznacza Adolf Hitler”. - Dopiero gdy dorastałem, zdałem sobie sprawę: ten człowiek chciał podporządkować sobie cały świat. Nie mam nic wspólnego z żadną z tych rzeczy - wyjaśnił. Mimo to Uunona powiedział, że nie ma planów zmiany nazwiska. Gorzkie słowa kapelmistrza górniczej orkiestry: "Powinniśmy grać marsze żałobne"
GDYBY HITLER WYGRAŁ WOJNĘ – MARIAN PODKOWIŃSKI • Książka ☝ Darmowa dostawa z Allegro Smart! • Najwięcej ofert w jednym miejscu • Radość zakupów ⭐ 100% bezpieczeństwa dla każdej transakcji • Kup Teraz!
Uunona wygrał w wyborach lokalnych z listy Organizacji Ludu Afryki Południowo-Zachodniej (SWAPO), centrolewicowej partii, powstałej z narodowowyzwoleńczego ruchu lat 60. XX wieku o tej samej nazwie. Adolf Hitler Uunona przyznaje, że imię wybrał dla niego ojciec na cześć nazistowskiego przywódcy. jak jednak Uunona przypuszcza, ojciec nie zdawał sobie sprawy, kim był i co reprezentował twórca III Rzeszy. - Gdy byłem dzieckiem, traktowałem swoje imię jako coś zupełnie naturalnego - mówi namibijski polityk. Dopiero gdy dorastał, zdał sobie sprawę, że człowiek, którego imiona nosi, chciał podporządkować sobie cały świat. - Nie mam tego w planach - zapewnia Uunona. Nie ma też zamiaru zmieniać imienia. - Żona mówi do mnie Adolf i mi się to podoba - kwituje. W latach 1884-1915 Namibia była częścią terytorium zwanego niemiecką Afryką buntu miejscowych ludów Nama, Herero i San w latach 1904-08, niemieccy osadnicy wymordowali tysiące rdzennych mieszkańców, co niektórzy historycy nazywają "zapomnianym ludobójstwem".Na początku tego roku Namibia odrzuciła ofertę reparacji w wysokości 10 mln euro, mówiąc, że negocjacjom może podlegać jedynie "poprawiona oferta".Po pierwszej wojnie światowej Namibia znalazła się pod kontrolą Republiki Południowej Afryki i uzyskała niepodległość w 1990 roku. Ale nadal ma wiele miast o nazwach niemieckich i małą społeczność niemieckojęzyczną.
fAahR. 227 424 60 425 375 119 238 38 273
co gdyby hitler wygrał